Wciaz ida do Jezusa…
WciAZ idA do Jezusa…
2010-08-22
Zdjęcia: Marek Mańkowski
Porwani wezwaniem Artura Pawłowskiego szli obok siebie ludzie różnych narodowości. Polaków było wśród nich niewielu
Artur Pawłowski to człowiek niezwykły,
który budzi emocje
i potrafił porwać za sobą setki, a nawet tysiące ludzi
|
Polak Artur Pawłowski, założyciel Street Church, czyli Kościoła Ulicznego w Calgary w Kanadzie, zorganizował w tym mieście w niedzielę "Marsz dla Jezusa".
Ciekawy byłem, ile przyjdzie ludzi, jak się to odbędzie. Marsz miał się rozpocząć o godz. 14, a zbiórkę wyznaczono na 13. Jego uczestnicy mieli przejść kilkanaście przecznic 8 Avenue aż do Olimpic Plaza obok ratusza miejskiego. 8 Avenue to jedna z głównych alei miasta. Spora jej część to deptak dla pieszych ze sklepami, kawiarenkami, restauracjami i piwiarniami ze stolikami na zewnątrz.
Przyjechaliśmy do centrum miasta około 13:30. Zaparkowałem samochód w podziemnym parkingu City Hall. Mało kto wie, że w weekend można parkować tam przez cały dzień za jedyne 5 dolarów (parkingi w downtown Calgary są najdroższe w całej Ameryce Północnej, poza tym miejscem właśnie). Olimpic Plaza to skwer przystosowany do różnych imprez. Zimą można tam jeździć na łyżwach, latem dzieciaki i dorośli mogą brodzić w wodzie po kostki, która pokrywa sporą przestrzeń. Jest tam scena na występy, można zmontować estradę na wodzie, miejsca do siedzenia i do stania, i do leżenia na trawie, a wszystko to w samym środku miasta.
Trwały ostatnie przygotowania do przyjęcia uczestników marszu i późniejszych występów. Poszliśmy na wschód, w stronę skąd mieli nadejść uczestnicy Marszu dla Jezusa. Szliśmy środkiem zamkniętej dla ruchu samochodowego alei (w tygodniu samochody mogą tam normalnie jeździć). Na ulicach przecinających 8 Avenue stała w pogotowiu policja. Przeszliśmy dobrych kilka przecznic, zanim w oddali zobaczyliśmy kolorowy tłum. To nadciągał pochód. Policja po kolei zamykała boczne ulice.
Całą szerokością 8 Avenue szli ludzie z flagami, w kolorowych koszulkach z napisami chwalącymi Jezusa, z transparentami. Grała muzyka, tańczono. Ludzi były setki. Co jakiś czas pochód zatrzymywał się i Artur Pawłowski, jadący na skrzyni pikapa z żoną, przez mikrofon głosił słowo Boże. Jego słowom towarzyszyły okrzyki, wiwaty, śpiew i tańce. Prawdziwa pochwała Boga. W pewnym momencie ludzie zaczęli patrzeć w górę. Coraz więcej głów kierowało się w stronę szczytu nowo budowanego wieżowca. Pracujący tam robotnik powiewał flagami, pozdrawiając pochód.
Marsz trwał dość długo. To spora przestrzeń do przejścia od 11 Street do 2 Street. Przechodnie stawali, pytali się, co to jest. Gdy słyszeli, że Marsz dla Jezusa, mówili: "Nareszcie". Na całej trasie pochodu było spokojnie. Najmniejszego zgrzytu. Dobrze to świadczy o organizatorach. Policjanci, uśmiechnięci i życzliwi, zapewniali bezkolizyjne przejście przez zawsze ruchliwe downtown. Uczestnicy i widzowie dotarli do Olimpic Plaza. Chorążowie z flagami ustawili się nad wodą. Rozpoczął się festyn. Można było dostać do woli lodów, hamburgerów, hot dogów. Wszystko za darmo – bo to było z darów ludzi, którym dobro leży na sercu.
Nie zostaliśmy na darmową "wyżerkę". Chciałem jeszcze zobaczyć, jak wygląda piknik zorganizowany tego dnia w Domu Polskim. Mimo pięknej, ciepłej, słonecznej pogody, piknik odbywał się w sali przy stołach. Zamiast darmowych hamburgerów, hot dogów, napojów i lodów, kupiłem dwie małe kiełbaski po 6 dolarów sztuka (muszę przyznać, że pyszne) i piwo za 5 dolarów. Przywitałem się ze znajomymi i siedliśmy przy dużym okrągłym stole. Nudne by to było niezwykle, gdyby nie występ zespołu Harfa. Członkowie zespołu, ubrani w kolorowe cygańskie stroje, dali naprawdę wspaniały popis cygańskich piosenek i tańców.
Na tablicy ogłoszeń Domu Polskiego zauważyłem plakat informujący o "Marszu dla Jezusa". Nie była to więc impreza, o której Polonia nie wiedziała, a jednak…
Na samym końcu pochodu szło może piętnastu Polaków. Dało się ich zauważyć, bo nieśli biało-czerwony transparent i polską flagę, ale jak na 25-tysięczną Polonię w Calgary, która – jak i cała Polska – szczyci się swoją wiarą w Jezusa, swoim chrześcijaństwem, była to żałosna reprezentacja. Ci sami chrześcijanie z ciekawością oglądają paradę gejów. Ale nie tylko Polonia nie popisała się tego dnia.
Wręcz żenująca była reakcja calgaryjskiej prasy, a właściwie – kompletny jej brak. Dwie codzienne gazety: "Calgary Sun" i "Calgary Herald" nie zamieściły najmniejszej wzmianki, nawet na ostatniej stronie, o wydarzeniu, które na kilka godzin praktycznie unieruchomiło centrum miasta. Wydarzeniu, w którym brały udział setki ludzi. Wydarzeniu, które trwało do późnych godzin nocnych. Specjalnie kupiłem te dwie gazety. Była w nich natomiast wzmianka (ze zdjęciem) z pochodu panien młodych na Syberii i jakimś malutkim festiwalu w albertańskiej wiosce, które spowodowało lokalne wyłączenie prądu.
Nie była to więc sprawa braku miejsca w gazecie. Nie mogłem uwierzyć. Nie bardzo wierzyłem, gdy Artur mówił mi o bojkocie jego działań przez władze miasta, ale żeby do tego stopnia władze miasta miały wpływ na wolną przecież prasę?! Nawet w komunie rzadko coś takiego miało miejsce. Jestem pewien, że relacje z parady gejów znajdą się na pierwszych stronach. Łącznie z wyuzdanymi zdjęciami. Nie sprawdzę tego jednak, bo już tych gazet nie kupię. Taki brak rzetelności w głowie się nie mieści. Coś takiego dzieje się w Kanadzie, gdzie 77 procent populacji ciągle stanowią chrześcijanie…
Od redakcji: Marek Mańkowski opisał drogę życia twórcy Kościoła Ulicznego Artura Pawłowskiego w artykule "Nawrócone serce", który ukazał się na łamach "Nowego Dziennika" z 3-5 lipca 2010 roku.
Media w Calgary wykazały minimalne zainteresowanie marszem, większość gazet zbyła go milczeniem