December 30, 2024
Prasa, Radio, TV

“Adwokat ulicy”-“Street Advocate”-Words and awards

This is a Polish documentary broadcasted nation wide of our ministry taking care of the poor and the struggles with the politicians who have opposed the ministry.

 

Artur Pawłowski mieszka od ponad 10 lat w Calgary w Kanadzie. W wyniku dramatycznych przeżyć porzuca świat biznesu i staje się adwokatem ludzi bezdomnych.

 

“Adwokat ulicy” otrzymał nominację

 

Opublikowano 09 Kwiecien 2008

 

W minioną sobotę reportaż Fundacji “Głos Ewangelii” pt.: “Adwokat ulicy” otrzymał nominację (6 spośród 49 prac) na prestiżowym i najwyższym rangą konkursie reportażu radiowego w Polsce – Melchiory 2007 w kategorii Premiery

 

Published April 9, 2008

 

Last Saturday, the feature story from foundation “Głos Ewangelii” (“Voice of the Gospels”) won a nomination for the show titled “Street Advocate”.  6 out of 49 submissions received nominations at the highest ranking competition for feature stories in Poland/Melchiory 2007.

 

“Perły Reportażu PR” –
Irena Piłatowska

 

radio9.jpg
radio10.jpg

533862 481957468493421 797163266 n

 

Nation wide competition of radio documentaries.  They received ackowledgement and recognition for the depth of the humanitarian message.

 

ADWOKAT ULICY

Reportaż Henryka Dedo i Waldemara Kasperczaka wyróżniony w kategorii Reportaż Społeczny podczas Ogólnopolskiego Konkursu Reportaży Radiowych i Warsztatów Reportażowo-Słuchowiskowych, w roku 2008. Nominowany również w kategorii Premiera Roku, na ogólnopolskim konkursie reportażystów “Melchiory 2007”, w roku 2008.

Siedzę w samolocie gotowy do lotu w podróż służbową za ocean. Tym razem do Kanady. Oprócz niezbędnych przedmiotów i służbowych dokumentów zabieram ze sobą od zawsze dwie rzeczy – aparat fotograficzny i magnetofon. Kto wie, kogo będzie mi dane spotkać.

Calgary – mój przyjaciel się spóźnia. Dla zabicia czasu sięgam po „Calgary Herald”, gazetę pozostawioną przez kogoś na ławce. Na pierwszej stronie duży tytuł: „Art Pawłowski – adwokat ulicy – uniewinniony”. Pawłowski? Brzmi jakoś swojsko. Czy to Polak? Czytam 
z zaciekawieniem, szukając odpowiedzi: „Art Pawłowski, biznesmen polskiego pochodzenia, adwokat ulicy (jak go nazywają), został oczyszczony ze wszystkich dwudziestu zarzutów, jakie postawiły mu władze miasta Calgary. Dziś przed ratuszem miejskim, w ramach protestu przeciw łamaniu praw obywatelskich, odbędzie się pokojowa demonstracja zorganizowana przez Kościół Ulicy.” Godzinę później jestem przed ratuszem.

Artur Pawłowski:

Wygląda na to, że władze miasta Calgary chcą zabrać nam nasze podstawowe prawa. Społeczeństwo ma prawo wiedzieć, co miasto robi. To jest ten największy problem mediów, bo media nie pokazują w sposób rzetelny tego, co się tu dzieje. Do dnia dzisiejszego nie byliśmy winni żadnego zarzutu zakłócania ciszy, a właśnie to było powodem zabrania nam pozwoleń przez władze Calgary. Zabrali nam prawo zgromadzania się na podstawie rzekomych skarg o naruszenie ciszy, a sami oficerowie odkryli, że są to zarzuty absolutnie nieprzekonywujące. Wszyscy badający sprawę odrzucili zarzuty, twierdząc, że nie ma żadnego naruszania prawa. Oni wiedzą, czego my chcemy. My potrzebujemy zezwolenia na używanie systemu nagłaśniającego ze względu na hałas i potrzebujemy karmić tych ludzi, ponieważ oni są głodni. Myślisz, że oni by tu przyszli, gdyby nie byli głodni? Popatrz na nich. Czy oni nie mają nic lepszego do roboty? Oni są głodni, zdesperowani, nie mają nadziei. My przychodzimy, karmimy ich, ale przede wszystkim dajemy im nadzieję. To jest to, czego oni potrzebują – nadzieja. Nadzieja na jutro, nadzieja na następny dzień, nadzieja na lepszy dzień.

Jeśli otrzymam kolejny mandat za naruszenie przepisów wewnętrznych, będę osadzony 
w więzieniu na rok lub dwa. Tak właśnie nas traktują. Dlatego też jesteśmy tu przed merostwem, by błagać burmistrza Calgary o pomoc. Chcemy go prosić, ponieważ jego biuro traci, łamiąc prawo w majestacie prawa. Co oni sobie myślą, że kim my jesteśmy? Niewolnikami? Jesteśmy wolnymi obywatelami tego państwa, a ci bezdomni, których tu widzisz, traktowani są jakby nie mieli praw ludzkich. Przytułki są zamykane, likwidowane, 
a oni są przerzucani jak zwierzęta z miejsca na miejsce. Czy tak wygląda cywilizowana demokracja? Czy za to umierali nasi przodkowie? Pokażcie, jak to jest naprawdę. Jestem pewien, że burmistrz Calgary nie chce mieć bezdomnych na ulicy. I wiesz co? Ja też nie chcę widzieć bezdomnych na ulicy i myślę, że miasto, które świetnie prosperuje, ma wystarczająco dużo godności, by zabrać tych ludzi z ulic i dać im jakiekolwiek przytuliska. To jest pokojowa demonstracja z udziałem bezdomnych w Calgary. Przyszliśmy tutaj przed urząd miasta, aby porozmawiać z burmistrzem i poprosić go, żeby pomógł nam…

Nie udaje nam się do końca porozmawiać, a mam tak wiele pytań. Umawiam się więc z Arturem na rozmowę na jutro. Zaprasza mnie do siebie, do domu.

Artur Pawłowski:

Już prawie straciłem nadzieję, ale znalazłem coś innego – 10 000 polskich złotych. 1990 – rok w którym wyjechaliśmy. Solidarność, okolicznościowe 10 000 zł. To był okres, kiedy jeździłem po całej Europie i szmuglowałem. Do tej pory mam jednego amerykańskiego dolara, którego przywiozłem z Polski. Powiedziałem, że go nie wydam, dlatego, że od tego jednego dolara szedłem w górę. Przywiozłem wtedy trzy. Jednego wydałem na jedzenie, drugiego przepuściłem na grach, a trzeciego postanowiłem zostawić i od niego się zaczęło. 
I tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. To było 17 lat temu.

Dawne lata. W demonstracji bieże udział były narkoman, który chciał mnie zabić. Był dealerem, sam też brał. Wtedy był po prostu pod wpływem różnych środków. Rozkładaliśmy się w parku, żeby mieć normalne spotkanie, i doszło do bójki. Dwa tygodnie później przyszedł, patrzył, co robimy, tydzień później się nawrócił i ochrzciliśmy go. On jest wolny 
i jest nami. Tych ludzi, którzy się nawrócą, bierzemy, żeby pracowali razem z nami. Ich świadectwo jest mocne, bo inni przeszli to samo. 

Wyjechaliśmy do Grecji. Nie dostaliśmy wizy, więc trzeba było uciec ze statku turystycznego. Udało nam w Pireusie, potem pojechaliśmy 50 km od Aten. Dziura zabita dechami, wioska. Nazywała się Agis Apostolius – turystyczne piękne miasteczko. Przez kilka turystycznych miesięcy tysiące ludzi, dziesiątki tysięcy ludzi, ale w trakcie zimy pustki, tylko wyjące psy i masa kotów. To był nasz „paradise”, nasz raj. Nasze pierwsze łóżko było ze śmietnika, pierwszy telewizor, czarno biały, ze śmietnika. Działał tylko 15 minut. Przyjechaliśmy tam, nie znając praktycznie ani jednego słowa po grecku. Poszedłem do pracy. Przyjechaliśmy o 12 w nocy, o 7 rano następnego dnia już dostałem łopatę. Pierwszy raz w życiu miałem w ręku łopatę. Studiowałem, uczyłem się, brałem udział we wszystkich konkursach jakie były, olimpiady wygrywałem jedną po drugiej. Uwielbiałem się uczyć. 
I nagle dostałem łopatę i za bardzo nie wiedziałem, co z nią zrobić. Jacyś ludzie do mnie krzyczeli, mówili w obcym języku, ale nic – myślałem – poradzimy sobie jakoś. Pierwsze słowo, którego się nauczyłem po całym dniu pracy na budowie, to było „gamoto”, co znaczy wiejski idiota. To było pierwsze słowo, dlatego, że tak często nazywali mnie „gamoto, gamoto”. Drugiego słowa nauczyłem się, kiedy poprosiłem, żeby mi zapłacili za dzień pracy – „avrio”. „Avrio” znaczy po grecku „jutro”. Pół roku zajęło mi, żeby zarobić na stary używany rower. Ale na tym rowerze zamontowałem łopatę, kielnię i postawiłem sobie nowy cel. Powiedziałem sobie „Jeżeli już mam pracować na budowie i budować domy dla bogatych Ateńczyków, to przynajmniej niech ludzie pracują dla mnie”. Pojechałem szukać pracy na własny rachunek i znalazłem. Problem polegał na tym, że kompletnie nie miałem pojęcia 
na temat budowy. Pewien Ateńczyk zapytał mnie, czy umiem wylewać beton, odpowiedziałem: „Tak, tak, tak – zrobimy”. No i dostałem ten kontrakt, to były duże pieniądze, więc wśród Polaków zacząłem szukać kogoś, kto miał pojęcie na temat betonów. 
I znalazłem takiego człowieka, i powiedziałem mu, że zapłacę mu dwa razy więcej niż każdy inny, jeśli tylko przyjdzie i wykona tę pracę dla mnie. On się zgodził, a ja byłem jego pomocnikiem. Tak zrobiliśmy, zostało nam wypłacone i zacząłem szukać nowej pracy. Później wizytówki, telefony, samochód pierwszy, drugi, trzeci, większe kontrakty. Później zatrudniałem już nie tylko Polaków, ale i Greków, Albańczyków. Z Albanii przyjechała jednak mafia, więc trzeba było „dealować” z nimi. Znów duże pieniądze, duże budynki – pracowałem dla najbogatszych ludzi na świecie. Pracowałem dla polityków, przyjaźniłem się z ministrami, pracowałem dla piosenkarzy, chodziłem do najbogatszych, na najdroższe imprezy, na których za jednego drinka płaciło się 100 dolarów. Po prawie 6 latach byliśmy bardzo dobrze ustawieni, ale już mieliśmy dosyć. Byliśmy zmęczeni. Wtedy w Kanadzie szukano ludzi ambitnych, ludzi z pieniędzmi, którzy chcieliby budować ten kraj. Spotkaliśmy się z konsulem w Atenach. Popatrzył na nas, porozmawiał z nami i powiedział „Poszukujemy młodych ludzi, którzy chcą coś osiągnąć”. I w 1995 roku wylądowaliśmy w Kanadzie.

Burmistrz miasta zadzwonił po policję, policja przyjechała i spytała, co my tu robimy. Mamy nasze prawa. To jest pokojowa demonstracja, także nie łamiemy żadnych przepisów i oni nie mogą nam nic zrobić. 

W 1998 roku otworzyliśmy firmę, zaczęliśmy realizować wielkie kontrakty. Budowaliśmy, robiliśmy renowacje dużych centrów handlowych, kościołów. W 1998 mieliśmy czterdziestu paru ludzi pracujących dla nas. Później firma zaczęła się rozwijać, zaczęliśmy budować domy. To był taki okres, kiedy mówiłem żonie „Powiedz mi, ile chcesz na kościół, na wasze charytatywne działalności, ja wypiszę czek, dam ci pieniądze, ale nie mieszaj mnie do tego, ja nie mam czasu, mam spotkania, mój czas jest zbyt kosztowny”. Wtedy zarabialiśmy 
5000 dolarów dziennie i absolutnie nie miałem czasu na to, żeby zajmować się kościołem. 

Trzy miesiące później straciłem wszystko. Na każdej budowie, którą miałem, ktoś coś gdzieś ukradł – od sprzętu ciężkiego po cement. Ludzie byli złapani na gorącym uczynku, ale sędzia ich uniewinniał. To było po prostu coś niewiarygodnego. Wszystko i wszyscy byli przeciwko. Wszystkie pieniądze poszły na spłatę tych ludzi, próby ratowania. Popadłem w takie długi, że groziło mi więzienie za niezapłacone podatki. Poprosiłem o pół roku. Powiedziałem „Co wam z tego przyjdzie, że mnie zamkniecie? Nie oddam wam tego. Ogłoszę bankructwo i tyle. Dajcie mi sześć miesięcy. Będę pracował dzień i noc i spłacę wam wszystko”. Jeszcze raz rozważyli sprawę, zobaczyli, że to nie była moja wina, że zostałem okradziony. Rząd się zgodził. Pracowałem non stop, ale w ciągu sześciu miesięcy spłaciłem wszystko, co do centa. 

Mój syn urodził się 28 marca 2000 roku. Lekarze powiedzieli, że nie ma żadnych szans, żeby żyć, ponieważ ma zmiażdżone płuca, w miejscu płuc jest żołądek i wszystkie jelita, a serce jest po drugiej stronie. Poprosili nas, żebyśmy się zastanowili nad odłączeniem go od aparatury, ponieważ on nigdy nie będzie mógł żyć, nigdy nie będzie normalnym dzieckiem. Powiedzieliśmy, że się na to nie zgadzamy, ale ja całkowicie weszłem w rebelię przeciwko Bogu. Pomyślałem „Zabrałeś moje pieniądze – w porządku, nie ma problemu, ale zostaw mi moje dziecko”. Byłem tak zły na Boga, że wypowiedziałem mu wojnę. Uciekłem ze szpitala, nie chciałem w ogóle rozmawiać z żoną. Stałem się jak człowiek bez żadnych uczuć, całkowicie zamrożony. Następnego dnia w szpitalu miałem pierwszą wizję. Nigdy w takie rzeczy nie wierzyłem, ale zobaczyłem Jezusa w Getsemane. Zobaczyłem Go jak cierpiał, jak się denerwował przed tym, co miało nastąpić. Widziałem jak przyszedł tłum i zaczęli go bić, widziałem krew i tortury. Nie byłem w stanie tego wytrzymać, uciekłem. Musiałem jednak wrócić do szpitala, żeby podjąć decyzję. Poprosiłem, żeby wszyscy wyszli, chciałem być z synem sam. Sterylny pokój, białe prześcieradła i to małe ciałko, na którym nie było już miejsca, w której mogliby się wkłuć. Następna wizja. Usłyszałem głos, który powiedział „Co byś zrobił, żeby uratować swojego syna?”. Popatrzyłem na to małe ciałko i powiedziałem „Wszystko. Powiedz mi żebym zabił, a zrobię to, żeby on żył”. Głos powiedział „Ale nie możesz zrobić nic. Ja mogłem, ale nie zrobiłem. Wiesz dlaczego? Dla ciebie i dla innych ludzi”. To mnie złamało całkowicie jako mężczyznę, jako człowieka.

Po raz pierwszy zacząłem płakać ze swoim synem. Wcześniej nie chciałem mieć z nim nic do czynienia, nawet go nie dotknąłem, bo bałem się, że go pokocham, a on umrze. Podniosłem swoje ręce i powiedziałem „Boże, daję Ci mojego syna jak Abraham na ołtarzu, zrób z nim co chcesz, ale bez względu na to, czy on będzie żył czy umrze, ja ci będę służył do końca życia”. I zacząłem płakać, a ze łzami wyszło wszystko – cały bunt, całe życie, które miałem, wszystkie lata przemytu, wszystkie lata pracy, tych pieniędzy, tej złości, tego niewybaczania innym ludziom. A potem powiedziałem „Boże, jeśli dasz mi syna z powrotem, będę ci wdzięczny do końca życia”.

Kiedy następnym razem pojechaliśmy do szpitala, ludzie pokazywali mnie palcami. Mówili „To jest ten ojciec. To jest ojciec „star baby”, to znaczy tego „dziecka z gwiazd”. Nie miałem pojęcia, o czym oni mówią. Lekarze powiedzieli, że nie są w stanie tego zrozumieć, ale mój syn nie tylko żyje, ale oddycha, a on nie ma prawa oddychać. Serce w ciągu kilku godzin wróciło do prawidłowej pozycji, zmiażdżone płuca zaczęły się rozrastać. Powiedzieli, że medycznie to jest niemożliwe, że to cud. Że mój Bóg widocznie wysłuchał moich próśb. Nataniel urodził się w ten sam dzień, w którym ja się urodziłem – to był prezent od Boga na moje urodziny 28 marca 2000 roku. Jego imię po hebrajsku znaczy „dar Boży”.

Później zająłem się innym biznesem, miałem swoją gazetę, biuro w najbardziej prestiżowym miejscu w mieście, spotykałem się z politykami. Znowu zarabiałem pieniądze. I w pewnym momencie Bóg powiedział „Spakuj swoje rzeczy z biura i wyjdź bez niczego, bo mam dla ciebie coś innego”. Wyszedłem i nigdy więcej tam nie wróciłem. Wyszedłem na ulicę, do biednych.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy podszedł do mnie pijany Indianin. Przyszedł na ulicy, kiedy głosiłem o tym Bogu, który kocha niezależnie od tego, czy masz dużo czy mało, czy jesteś ładny czy brzydki, i powiedział „Kaznodziejo, czy ty głosisz o miłości? Więc daj mi swoją koszulkę”. Jego koszulka była cała podziurawiona, a ja pomyślałem „Nie zrobię tego”. Ale byłem otoczony ludźmi i nie wiedziałem, jak się zachować. Ściągnąłem tę koszulkę wbrew sobie, dałem mu, a on mi dał swoją. Smród był tak okropny, że nie mogłem sam siebie ścierpieć. Musiałem ją zdjąć, bo nie mogłem wytrzymać. I Bóg skonfrontował moje serce, mówiąc „Głosisz o miłości, ale tak naprawdę nie kochasz tych ludzi. Tak naprawdę tylko mówisz o mnie”. Modliłem się „Boże, miłość jest od ciebie. Ty musisz mi dać tę miłość. Nie jestem w stanie kochać tych ludzi, to są alkoholicy, bezdomni, prostytutki, handlarze narkotyków. Jak ja mam ich kochać? Daj mi Twoje oczy, żebym patrzył na tych ludzi, tak jak Ty ich widzisz”. Pan był ze mną i pamiętam pierwszy raz, kiedy zacząłem patrzeć i miałem łzy w oczach. Patrzyłem na tych ludzi i zaczęłem ich naprawdę widzieć przez pryzmat Bożej miłości. I tak zaczęło się to wszystko rozrastać.

Żona Artura:

Pamiętam jakiś obiad w kościele, na Wielkanoc. Zapraszałam tych Polaków, których zawsze zapraszaliśmy, ale nikt nie chciał przyjść. Wtedy powiedziałem do męża, żebyśmy wzięli bezdomnych. Pojechaliśmy do centrum miasta, zapakowaliśmy cały samochód bezdomnymi, przywieźliśmy ich do kościoła. Tydzień później odbyło się pierwsze nabożeństwo na ulicy.

Artur:

Postanowiliśmy pójść do najbardziej niebezpiecznego miejsca w mieście, gdzie ludzie giną, popełniane są gwałty, gdzie jest prostytucja i handel narkotykami. Gdzie nawet policja nie chce przyjeżdżać, bo się boi. I wszystko było dobrze. Karmimy teraz przeważnie dwieście, trzysta osób, które przychodzą, kiedy głosimy Ewangelię. Ale komuś wyżej się to nie spodobało, zaczęli się nami interesować politycy. Ktoś zdecydował, że to nie jest zbyt dobre, że wyciągamy tych ludzi z ulicy. Być może to ma jakieś koneksje z handlem narkotykami 
i zaczęli tracić zbyt duże pieniądze. Zaczęła się wojna. Pozabierali nam wszystkie pozwolenia na karmienie bezdomnych. Nie mamy prawa karmić, nie mamy prawa głosić do tych ludzi, nie mamy prawa im mówić o tym, że mogą wyjść z ulicy. Jesteśmy ciągle atakowani przez policję.

Dwadzieścia spraw sądowych. Kiedy poszedłem do sądu z tymi wszystkimi mandatami, urzędniczka nie wiedziała, co zrobić. Powiedziała, że nigdy w życiu nie widziała takich mandatów, w całej swojej karierze nawet o takich nie słyszała. Zapytała, o co w tym wszystkim chodzi. Odpowiedziałem, że musi porozmawiać z burmistrzem, on ma wszystkie odpowiedzi. Dostaliśmy mandat, ponieważ policjant twierdził, że jak karmimy bezdomnych, to rozpraszamy przejeżdżających kierowców. Jadą samochodem, widzą jak karmimy bezdomnych i to ich rozprasza. Czterysta dwa dolary mandat. Następny mandat za to, że kiedy rozładowywaliśmy jedzenie, nie przechodziliśmy na pasach. Kolejny za karmienie bezdomnych, nielegalne. Następny mandat dostaliśmy za układanie rzeczy na chodniku. A mówimy o miejscu, gdzie prostytutki, handlarze narkotyków sprzedają, leżą, śpią. Ale my położyliśmy jedzenie i to już jest bezprawie. Dostaliśmy za to mandat. W sumie, w ciągu kilku tygodni dostaliśmy ponad dwadzieścia mandatów i wszystko za to, że dajemy tym ludziom nadzieję.

Żona Artura:

Latem jesteśmy z dziećmi w parkach. Dużo kobiet przyprowadza swoje dzieci. Przynosimy piłki, rowery, bawimy się i to też zmienia atmosferę. To było najbardziej niebezpieczne miejsce w mieście. I mogę powiedzieć „było”, bo w pewnym momencie to zmieniło tych ludzi – kobiety i mężczyźni przychodzili, mówiąc z niedowierzaniem „Wy przyprowadziliście tu swoje dzieci”. To było niesamowite – kobiety płakały, patrząc na moje dzieci, myśląc 
o swoich, gdzieś tam porzuconych. Mężczyźni mówili „Wiesz, ja mam syna, córkę i już pięć lat ich nie widziałem”. Już miałam okazję powiedzieć „Wróć. Nie tak od razu spadnij z nieba, ale pozwól, żeby Bóg cię zmienił, wróć do rodziny”. I tak się działo. I tak się dzieje.

Artur:

Trwa ciągła wojna z prasą, telewizją i z burmistrzem miasta. Nawet dzisiaj w gazecie nie przedstawili tego tak, jak naprawdę wczoraj było. Przedstawili nas w złym świetle, 
a burmistrza w dobrym. Jest ciężko, bo ty znasz prawdę, ludzie naokoło znają prawdę, a jednak manipulacja w prasie jest ogromna. Wczoraj w telewizji też pokazali nas w złym świetle.

Z Artem oglądam nagranie wczorajszych wiadomości z demonstracji. To, co widzę, znacznie różni się od tego, co wczoraj działo się na ulicy. Wniosek jest jeden. Nie tylko Polska ma problemy z niezależnością telewizji. 

Artur:

Ten dom to miejsce, gdzie wszystko składujemy. Jest tu kilka łóżek. Tu też sortujemy jedzenie. Bez względu na pogodę – śnieg, deszcz, zimno, ciepło – my tam jesteśmy. W takich boksach pomagamy właśnie rodzinom. Samotnym matkom z dziećmi albo ludziom, którzy mają poważne kłopoty finansowe. Bóg nas zaopatruje we wszystko. Każda szafa jest wypełniona po brzegi. Rząd nie chce nam pomóc, nie dostajemy ani centa. Wszystko to jest od zwykłych ludzi, którzy przychodzą i mówią „Widzimy, co robicie, podoba nam się to, chcemy się do tego dołożyć. Co możemy kupić?”. I ludzie kupują – jedzenie, śpiwory, ubrania, cokolwiek jest potrzebne.

Cztery razy w tygodniu jesteśmy na ulicach. Wojna toczy się dalej. W życiu bym nie przypuszczał, że kiedyś przyjdzie czas, że będę stał i wałczył o Ewangelię. Mało tego, nigdy bym nie przypuszczał, że będę stał i walczył o Ewangelię w kraju, który był zbudowany na Ewangelii i Piśmie Świętym. To jest dla mnie szok, że to wszystko dzieje się w kraju, którego hymn narodowy mówi o Bogu, o Tym, Który wszystko trzyma w swej opiece. Kanadyjczycy śpiewają „Boże, trzymaj nasz naród wspaniały i wolny”.  

Dzisiaj wieczorem nie wiem, czy wrócę do domu, dlatego, że będziemy głosić Ewangelię. Jak zaczęliśmy wyciągać coraz więcej ludzi z ulic, pewni ludzie czuli się zagrożeni. Handel narkotykami to jest bardzo lukratywny biznes i zatrudnili profesjonalnego mordercę, za pięć tysięcy dolarów, żeby mnie zabił. Pięć tysięcy. Ja operowałem większymi pieniędzmi, mogłem dać tysiąc razy więcej za życie. Pomyślałem, jak mało mnie wycenili, ale później mój brat powiedział, że powinienem się cieszyć, bo w tych czasach to jest dużo, jego wycenili na trzysta. Raz mnie kamieniowali, raz rzucali do mnie nożem. Dwa tygodnie temu głosiłem Ewangelię otoczony dwudziestoma uzbrojonymi policjantami. Taki jestem niebezpieczny? Wyciągamy ludzi z rynsztoka w najbardziej niebezpiecznym miejscu w mieście, a rząd uznaje, że sami jesteśmy bardzo niebezpieczni. Także dziwne rzeczy dzieją się tutaj, ale pamiętam słowa, które powiedział jeden z wielkich mężów Bożych, Dietrich Bonhoeffer. Powiedział, że wojna jest wtedy przegrana, kiedy my ją rzucimy, przestaniemy walczyć. Wtedy naprawdę jesteśmy przegrani. Dopóki możemy stać i walczyć, dopóki możemy iść 
i deklarować Słowo Boże, dopóki mamy usta i język, jeszcze nie przegraliśmy.

Wracam do kraju, 10 000 metrów nad ziemią rozmyślam o załatwionych sprawach i o tych, których załatwić się nie udało. O ludziach, których spotkałem, o Kanadzie jakiej wcześniej nie znałem. Myślę o Arturze i o tym, co robi. Wiozę ze sobą kilkanaście godzin nagrań. Zastanawiam się, jak opowiedzieć to wszystko w 30 minut i jaki dać tytuł – „Gamoto” czy „Adwokat ulicy”, a może „Don Kichot z Calgary”. Jednak brak mi odpowiedzi na najważniejsze pytanie: jak to się wszystko skończy?


English

The Advocate of the Street

Radio documentary Script

Author: Henryk Dedo and Waldemar Kasperczak

Direction: Henryk Dedo and Waldemar Kasperczak; Sound Design: Waldemar Kasperczak; Producer: Fundacja „Głos Ewangelii”; Lenght: 37 min. 12 sec.; Date of Production: January 2008; First Broadcast: June 7th 2008; Script Translation: Magda Welman

Ladies and Gentleman welcome aboard British flight…

Narrator

I’m sitting in a plane ready for my next business trip to the other side of the ocean. This time to Canada. Besides necessary things and official documents, I always have with me two things: a camera and a recorder. Who knows whom I will meet…?

Airport in Calgary.

My friend is late. To fill the time I’ve picked up a “Calgary Herald” that someone left on the bench. There is a big title on the first page: Art Pawlowski, Advocate of the Street, Acquitted. Pawlowski? Sounds familiar. Is he a Pole? I’m reading with interest, looking for the answer: “Art Pawlowski, a businessman with Polish roots, also known as Advocate of the Street, was acquitted of all 20 charges made against him by Calgary authorities. The Street Church organized peaceful demonstrations in front of town hall, to protest civil rights violations.”

One hour later I’m there, in front of the town hall.

Arthur

The public has a right to know what the City is doing. You see, that was the biggest problem with the media. The media did not portray this whole thing accurately. To this day we are not guilty of any violation. And that was the main reason the City of Calgary took our permits away. Remember, they revoked the permit based upon a noise complaint, which their own officer found totally invalid. Their own investigators said: “These guys are not breaking the law.” Everyone investigating this case agreed that the accusations were baseless. They know what we need – we need amplification, because of the noise, and we need to feed these people, because they are hungry. You think they would come if they weren’t hungry? Look at them. You think this has nothing to do with it? They are hungry, desperate, hopeless. We come, we feed them – but mostly, we give them hope. This is what they need – hope for tomorrow, hope for another day, for a better day.

So now if I receive another fine or ticket, I will be arrested and put away for a year or two. That’s how they treat us. That’s why we are here appealing to the Mayor and his heart. Help us. Help us, because his bureaucrats break the law in the name of the law.

Do they think we are slaves? We are free citizens of this country. These people you see here are treated inhumanely. The shelters are being locked. They are being shuffled like animals, like cows, from one place to another. Is this a civilized democracy? Is that what our forefathers were dying for? Tell it like it is. I’m sure that the Mayor of Calgary doesn’t want homeless on the streets. And, you know, I don’t like to see the homeless on the streets. I think that the city should have enough dignity to take these people off the streets and at least provide some kind of shelter.

Journalist

Thank you. Are you doing a service here?

Arthur

Yes we are going to start preaching in about 5 minutes.

Narrator

Hi, my name is Henry.

Arthur

Hi, how are you?

Narrator

Arthur, could you please state in a few words what is going on here?

Arthur

In Polish or English?

Narrator

In Polish.

Arthur

This is a peaceful demonstration with homeless people participating. We came to town hall to talk with the Mayor and ask him to help us …

Narrator

…we can’t talk now. I have so many questions, so Il ask Arthur for a meeting tomorrow. He invites me to his home.

Arthur

I found it, although I almost lost hope. I also found something else. Ten thousand Polish zlotys minted in 1990, the year we moved. “Solidarity from 1980 till 1990” – a special edition of that coin. The other 500 zlotys are from 1989, during the time I was traveling around Europe and smuggling. This for instance is a US dollar that I brought from Poland promising myself never to spend it, as from this dollar I started. I brought three such dollars. One I spent on food, one I lost on games and this third – I kept. I did as I said. It was 17 years ago. The past…

Participant 1

There is a former drug abuser shouting here. He wanted to kill Arthur in the past. He used to be a junkie and drug dealer. One day, drunk and under the influence of drugs, he came to the park while we were setting up our stuff before the meeting. He started quarreling and fighting. Two weeks later he came back, looked around and talked. The next week he gave his life to Jesus, got baptized and is free now, and he is with us. We are inviting unconverted people to work with us and talk. His testimony is very strong. He was using and selling drugs and alcohol. He knows many people.

Narrator

Does he speak Polish?

Participant 1

He doesn’t.

Arthur

We left for Greece. We did not receive visas so we had to escape from a tourist ship, a very big one. We managed to do this in Piraeus while we were in Athens. We then traveled 50 km away from Athens to a small village, very small, Agius Apostolius. Beautiful village. Tourist attraction. During these few months – thousands of people, dozens of thousands of tourists. But during winter months – total emptiness, only howling dogs and plenty of cats. So, it was our “paradise” Our first bed we took from the dump. First TV set, black and white, also from the dump, worked only 15 minutes.

We came not knowing any words in Greek. I found a job. I received a shovel. I didn’t know what to do with it actually. My entire life before was based on my mind. I was studying, learning, and I loved learning. I was winning one competition after another. And now, I had a shovel in my hand. Some strangers talked to me, shouted at me in a language unknown to me but I was thinking to myself “We’ll manage!” The first word I got to know after my first work day was: gamotto. They shouted it at me it very often: gamotto. It means village idiot, something like this.

Next word was avrio, means tomorrow. I heard it first time, when I asked for my salary for that day of work. As a replay I heard: avrio, avrio. It took me half a year to earn enough to buy a bike, and it was a secondhand bike. I tied my shovel and trowel to it and was ready for my new goal. I thought to myself “If I have to work as a builder of new homes for rich Greeks I want to have my own building company.” I went to look for some opportunities and people willing to work for me. And I found them, but the problem was that I had absolutely no idea about the entire building process. One Greek asked me if I knew how to make concrete. “Yes, yes, we’ll do,” I was assuring him. We signed the agreement, for really big money, and I was desperately looking for someone who could do concrete for me. I found one Pole and promised to pay him twice as much as others offered him. He agreed to work for me and I was his helper.

After work was done and we received money, I started to look for a new job and another one. There were business cards, phones, first car, next one and third… Bigger contracts, I was later employing not only Poles but also Greeks, Albanians – plenty of people were coming from Albania in those days. The Albanian mafia also came, so I had to deal with them. And again big money, big buildings, I was working for the richest people on the earth. I was working for politicians, was friends with ministers, was working for singers, I went to the most exclusive parties where one drink cost $100. After 6 years our financial situation was very, very good. But we had…enough, we wanted to stop. Canada said that they need ambitious, young people with good financial status to build this country. We met with the consul in Athens. He looked at us, listened to us and said: “We want such young people, who want to gain something”.

So we “landed up” in Canada in 1995.

Demonstration

Arthur

Let the city give us our rights! Our freedom! We are pleading with the Mayor’s heart today!

Policeman

(asks if there are going to be any trouble)

Arthur

No, that’s why we are on a public sidewalk; we don’t want to cause any disturbance, just pleading with the Mayor’s heart today, to give us our rights…

Policeman

O.k.

Arthur

… to feed the poor, to clothe them, to give the message of hope, that’s all.

Policeman

Ok. Thank you very much.

Arthur

God bless you.

Narrator

Who was that man?

Arthur

Police officer. Mayor of the City called the police. They came and asked what we were doing here. We have our rights and we are not breaking them. This is a peaceful demonstration. We are not breaking any rules and they can’t do anything to us. He also asked if we planned to demonstrate on the street, to cause problems. We don’t have any intention of doing that.

In 1998 we started our business, opened a company, we were doing big investments, renovations, big contracts. We were building new buildings, renovating shopping centers, churches. In 1998 we had about 40 people employed. We were all the time developing our company and building new homes. That was the time when I used to say: “Tell me, how much do you need? I’ll give you a check, but keep the entire ‘church’ staff away from me.” We were earning $5,000 a day and I had totally no time for anything like Church. So I said, “Tell me how much you need for your charity needs, but stay away from me. I have no time. I have to meet with clients. I must participate in golf. I must this and that. My time is too precious.”

Three months later, I lost everything: 50 employees, a few buildings started – everything. On each construction site someone had stolen something, starting from hard equipment to cement. We caught people red-handed, but judges were always setting them free with no consequences. It was unbelievable. Everything and everyone were against us. It took me more than three months to pay back everything, to repay people, to pay for lost equipment. I had to use all my money. I was in so much debt then that the Feds came to take me to jail for unpaid taxes. Please, give me half a year. If you put me in jail right now, you’ll get nothing back. After half a year I could repay everything. I will work day and night and you’ll see – I’ll repay everything. They talked to lawyers, investigated me, and discovered that it wasn’t my fault, that I was the victim of thefts. Many clients did not pay me at all. The government agreed. I worked for six months non-stop and I was able to pay everything back to the last penny.

Participant

There are a lot of jobs in Calgary. We send many people and they are employed full time and are working. There also is one Polish lady here that used to be a prostitute. She has five children with Canadian Indian. Her testimony is also very strong. You know: drugs and so on… but behind this is a broken heart, unloved, unwanted, rejected. There were reasons. That is how it looks.

Arthur

March 28th, 2000. My son was born. Three doctors came and told us that there was no chance he would survive, because he had damaged lungs. His stomach and intestines were where his lungs should be and his heart was on the other side. They asked us to consider switching the machines off as he would never be able to live or would always be like a vegetable. We said no, we didn’t want to agree with that. I stood totally, totally against God. I told Him: “You took away my money. OK, I can live with that, but leave me my child!” At that moment I was so full of anger towards God that I declared war against him. I ran away from the hospital. I didn’t want to talk to my wife. I became as cold as ice, no feelings at all, like I was frozen.

When I came next day to the hospital, I had my first vision. I’d never believed in things like this, but… I saw Jesus in Gethsemane, I saw Him suffering, saw how He was nervous before everything that was ahead of him. I saw the crowd beating Him, blood was pouring on the ground. He was tortured, beaten, they were spitting on him. I couldn’t stand it and I ran away. But I had to go back. The doctor wanted to talk to us, to know our decision. So I went back and asked everyone to leave. I wanted to be alone with my son for a moment. That sterile, white room, white sheets and this tiny newborn body. He was so little that there was no space for another needle, tubes in his head, nose, everywhere…

Next vision.

And it was so strange, because I didn’t believe in magic dreams, things like visions – like other people. But I saw this in such a real way like I see you right now. It was like someone played a movie in front of me. And I heard a voice, like I hear you now, a voice that said: What would you do to save your son? I looked at this little body of my child and said: Everything. Tell me to kill and I will do this so he could live. You can do nothing actually. But I…I could. But I didn’t. Do you know why? For you and for other people. It broke me as a man, as a human being.

Arthur as speaker on the meeting

No demonic forces, no principalities can take you away from God’s hand of His protection. Following Jesus – there is a cost, men – there is a cost, I remember…

Arthur

For the first time I was crying for my son. I didn’t even touch him as I was afraid I would fall in love with him. He was dying, had no chance to love and I didn’t want to have anything to do with it. I just watched as my wife stroked him, spending time with him, but I kept myself at a distance. I didn’t even want to touch him. I raised my hands up and told God: “I give you my son like Abraham on the altar. Do what you want with him, but you must know one thing. No matter whether he lives or dies, I will serve you till the end of my life.” And… I was all in tears. With these tears everything went out of me, all my rebellion, anger, my entire past life when I tried to be stronger and stronger, all those years of smuggling, working, money, and unforgiveness. Then I told Him, when I calmed myself a bit, I told Him: “But God, if you give my son back to me, I’ll be grateful till the end of my life.”

Arthur as speaker on the meeting

…but you know – God is faithful. Men, God is a faithful God. He says this; “No one will be able to take you, and you, and you away from my love, no one! And, you know, we can’t go away from the love of God.

Arthur

When I walked along the hospital’s corridor people pointed at me with their fingers. “This is the father, this is the father” – they were saying. I didn’t know what they were talking about. “This is the father of the Star-baby.” Three doctors came again and told us: “We are not able to understand what is going on. Your son not only lives, but also is breathing on his own. In his condition he has no right to breathe. His heart, in a few hours, moved to the normal place.” They showed me pictures of my son’s damaged lungs, and next, and next as the process of restoration started. They were shocked, because from a medical standpoint it was impossible. They said “It seems like your God listened to your requests. We called your son Star Child. It’s like the boy dropped down from the stars. He shouldn’t live but he lives.”

Nathaniel was born on my birthday, the same day I was born, like a gift from God. March 28th, 2000. Nathaniel means in Hebrew: God’s gift.

Song in the background: “We Follow Jesus”

Arthur

Later on, I started other businesses. I had my own newspaper, I had an office in the most prestigious place in this city, I had meetings with politicians and again money started to flow. But one day I heard God telling me: “Pack your stuff from the office and leave it, as I have something else for you.” I did it and I never came back. I went on the street; I went to the poor ones.

On meeting in park

Arthur

What’s your name?

Homeless

Laurence.

Arthur

Nice to meet you Laurence. We have a Bible for you. Let me give you a Bible.

Laurence

OK, thanks.

Arthur

I can remember the first time a drunken Indian came to me. He came up the street where I was preaching about this God who loves, no matter whether you have much or not much, whether you are handsome or ugly. This Indian came to me asking Preacher, are you talking about love? Yes – I said. So give me your T-shirt – as his own was old and full of holes. I thought to myself “Oh no, I won’t give it to him, I like my T-shirt. The Ten Commandments are printed on it. I don’t have another like this. It fits perfectly for preaching on the streets …I won’t give it to him!”

I was surrounded by people. I didn’t know what to do. But finally I took off my T-shirt and gave it to him, and he gave me his own. The smell was so disgusting that I couldn’t stand it and I had to take it off. And God confronted my heart: – You see, you preach love, but you don’t truly love them. You are just talking about me. – And I said: But Lord, love comes from you; you have to give me such love. I’m not able to love these people. They are alcoholics, homeless, prostitutes, drug dealers – how can I love them? Then I prayed: “Lord, give me your eyes so I could look at these people like you are looking at them and at us.” And He gave them to me. And I can remember that I looked at them with tears in my eyes and I started to see them truly through the prism of God’s love. That’s how it started to develop.

Arthur as speaker on the meeting

I was hungry and you gave me meat. I was thirsty and you gave me drink. I was a stranger and you took me in. I was naked and you clothed me.

Art’s wife

I can remember a dinner at Church, it was during Easter. I invited our Polish acquaintances like I always did, but – what was unusual – no one could come. So I said: “You know, let’s go and invite the homeless.” We drove to the city center, packed the car full with homeless people and brought them to Church. That time my husband had already been on the streets. A week later we held our first service on the street.

Arthur as speaker on the meeting

That’s why we are here. Because some of you are thirsty, some of you are hungry, some of you are naked…

Arthur

We decided to go to the most dangerous area of the city, where murders happen, rapes, prostitution and drug dealing, where even the police are afraid to come (if they do come, they always have a backup). And everything was OK. Two hundred, three hundred people participate in meetings; we feed them and share the Gospel with them. But someone in a higher position didn’t like it, politicians started to pay attention to that. And one of them decided that it was not very good that we were taking these people off the street. I don’t know why it is like that. Maybe they have some connection with drug dealing and are afraid of losing clients. This is the only reason that comes to my mind.

The war started. We lost all permits for feeding the homeless, for holding meetings. Yes, we are not allowed to feed hungry people… We are not allowed to tell them that they can leave the street. We are under constant police attack. 20 court cases, 20 times before a judge. When I went to court with all these fines, the lady in the office was totally astonished. She told me: You know, I’d never seen such fines like yours. In my entire career, I’d not even heard of such case. What is going on here? You have to ask the Mayor – I replied. – He has all the answers.” We received fines because feeding the homeless created danger for drivers. They could lose concentration watching what was going on. Fine for $402. Next one I received for unloading food. They wrote that we were crossing the street outside the pedestrian zone. Another one was for illegal feeding of homeless. Next, for placing stuff on the sidewalk – that’s what they called it.

We’re told about a place where prostitutes and drug dealers stay, deal, sell, loiter, sleep… But we’ve placed food there and it was wrong. Summing it up, in just a few weeks we received more than 20 fines. And all we were guilty of was that we were giving hope to these people.

Preaching lady

So thank you guys for coming out. I know you cannot stop to be blessed. Look at the ground you are standing on – it is holy ground. It is not the enemy’s park any more. This is God’s holy ground.

Art’s wife

During the summer we are with children in parks. Many mothers come with their children. We bring some balls, bikes, we play, and that also is changing the atmosphere of this place. It actually was the most dangerous place in the city, and I can truly say “it was.” Our presence there really touched these people. They were coming to me and saying, “You brought your children here!”

It also was unique to see homeless ladies in tears watching my children and other children. Men that said to me, “You know I also have a son, but haven’t seen him for five years…” Such moments were opportunities for me. I would say “Come back! Come back. Allow God to change you and go back to your family.” And good things were and are happening.

Arthur as speaker on the meeting

There will be none without a roof above his head. There will be none …

Participant

I myself was a gangster here in Calgary. I was in a gang for a few years. I was selling drugs, guns, I had friends that were stealing and dealing cars, drugs, and then I myself fell into drugs. I took cocaine for 10 years. About a year ago I heard the Gospel of Jesus and I was healed instantly. It was a miracle. Miracles are happening here on the street. Miracles in the name of Jesus Christ.

Arthur

There is constant war with the press, television, Mayor of the town. Even in today’s newspaper they didn’t portray us properly. According to them we are these bad guys and the Mayor of the town is the good guy. It is not easy if you know the truth. I know the truth, but manipulation in the media is huge. Yesterday on TV – the same – we were presented in the wrong light.

Narrator

We are watching with Art a recording of yesterday’s news. What I can see is actually different from what I saw on the street yesterday. I have to conclude that not only Poland has a problem with bias on television.

TV – News

…eventually, officers told Pawlowski and his followers to leave. They will be allowed to hold another protest in front of city hall next week.

Arthur

This house is the place where we store everything. There are a few beds here and food. We sort food here. For example, this goes today. We are also having a barbecue for the homeless today. No matter what the weather is like, rain, snow, minus 20 degrees Celsius, minus 30, we are there. There always are some juices and snacks, and today, we are having a barbecue. So look, here everything is ready for people, in boxes like this. We are helping families in need, single mothers with children, or families that are in totally bad financial condition and have no money for food. See, God is providing us with everything that is necessary to feed others. Each cupboard is filled to capacity: sugar, salt, even chocolate, rice, noodles. Also clothes and sleeping bags.

The government absolutely doesn’t want to participate in this and is not helping us. We haven’t received a cent from the government. Everything comes from ordinary people saying: “I can see what you are doing and I’d like to help. What could I buy for you?” And people are buying food, clothes, and sleeping bags, whatever is needed.

Sounds of the street in the background

Arthur

We are on the streets four times a week and the war is still going on. I never believed that I would stand fighting for the Gospel. More than that, I never believed that I would stand fighting for the Gospel in a country that was built on the Gospel and on the Holy Scripture. It is shocking to me. It is shocking to me because this country has its anthem with words about God who holds everything in his hands. As Canadians sing “God keep our land glorious and free!

Meal voices

Arthur

I don’t know if I’ll come back home this evening, as we are going to preach the Gospel. When we started to take more and more poor from the streets, some “important” people started to feel anxiety. Drug dealing is very much a luxury business. Someone “employed” a hit man to kill me for $5,000. What is $5,000? I had a lot to do with big money; we could give 10 times more. There were times I earned $5,000 a day. How little I was worth… But when I talked to my brother he said, “Listen, you should be glad, it is a lot today. I was priced for $300.” Once I was stoned, another time someone threw a knife in my direction. Two weeks ago when I was preaching and the police came, 20 men with guns surrounded me.

Am I dangerous?

In the most dangerous place in the city we’ve been pulling people out of the gutter and the government claims that we are very dangerous. So strange things are going on here. I can remember some words spoken by a great man of God, Dietrich Bonhoeffer. He said that “The war is lost when you stop fighting.” So, as long as we can, we should go and fight for the Kingdom of God, to share the Gospel. As long as we have mouths and tongues – we are not lost.

Arthur as speaker on the meeting

And I’m not trying to scare you. This is reality. God is near your heart. He put 10 Commandments in your heart. Start searching. I bless you in the name of Jesus. Wake up. You have a saying in Canada “Wake up and smell coffee.” Do it, do it now.

In the airplane

Narrator

I’m going back. Thousands of feet above the ground I’m thinking about finished matters, and about these that were not possible to finish, about people I met, about a Canada I hadn’t known before. I’m thinking about Arthur and his ministry, I have with me dozens of hours of recordings and I’m asking myself how it would be possible to say everything in 30 minutes. How should I title this material – Gamotto or Street Advocate? Or maybe Don Quixote from Calgary? But I can’t find the answer to the one most important question: How will it all end?


 

Pin It on Pinterest